Czy możecie nas przestać zabijać?

 

Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek będę musiała płakać z powodu prawa aborcyjnego.

Myślałam, że moje wszystkie łzy wylałam w 2020 roku, ewentualnie w styczniu 2021, lub podczas protestów po śmierci każdej z ofiar tego nieludzkiego prawa. Myślałam, że już wykrzyczałam wszystkie przekleństwa.

Głosuję od kiedy mam prawa wyborcze, więc temat aborcji nie był dla mnie tym, co skłoniło mnie do wzięcia udziału w wyborach. Ale wiele moich koleżanek tak. PiS naruszył strefę tak ważną dla każdej z nas – kwestie decydowania o naszym życiu i śmierci. I poszłyśmy na wybory, bo już kurwa nie chciałyśmy umierać na porodówkach.

Czuję się dzisiaj wściekła. Oszukana. I pozbawiona nadziei. I to nie jest tak, że teraz krzyczę głośniej niż w 2020. Krzyczę tak samo głośno.

Ale poniekąd czuję się gorzej.

Czuję, że tracę nadzieję.  

                                             W jakich przypadkach aborcja w Polsce powinna być legalna? Najnowszy sondaż  – Wprost

Wiedziałam, czego spodziewać się po PiSie.  Ale wiedziałam, że to się kiedyś skończy. Że przecież ich rządy nie będą trwać wiecznie. Protesty proaborcyjne szybko przemieniły się w protesty antyrządowe.

A dzisiaj? Wybraliśmy sobie uśmiechniętą Polskę. Obecnie nami rządzący bezczelnie obiecywali nam legalizację prawa aborcyjnego, by do umowy wpisać niewiele znaczące ogólniki. A kiedy nadeszła pora wywiązać się ze swojej obietnicy najpierw możliwie odkładali pracę nad tą najważniejszą dla ponad połowy populacji ustawą, po to, by dzisiaj wrzucić te obietnice do kosza. I nie możemy obwiniać za to jedynie Romana Giertycha (choć oczywiście Romana warto obwiniać).

Tyle kurwa znaczą obietnice? Tyle znaczą kobiety? Można je wyrzucić znowu, kiedy wybory są już wygrane? Czy naprawdę masa ludzi, która poparła w 2020 roku strajki przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego dzisiaj może usprawiedliwiać to działanie, bo to przecież Tusk więc demokracja?

Nie byłam dzisiaj na proteście. Nie miałam siły. Pokonały mnie ataki paniki. Bo jestem tą kobietą, której temat dotyczy bardzo. Mam 25 lat, partnera i chore serce. Mogę zajść w ciążę, antykoncepcja hormonalna nie wchodzi u mnie w grę. Ale wiem, że moje serce tej ciąży po prostu nie wytrzyma. I w najlepszym wypadku umrę ja i dziecko, w najgorszym – sprowadzę na świat chorą sierotę. I choć robię wszystko, co w mojej mocy by w ciążę nie zajść, wiem, że takie prawdopodobieństwo istnieje. Czy znajdzie się wtedy ktokolwiek, kto pomoże mi nie umrzeć? 

Jak mam wierzyć, że kiedyś nie będę się bała życia w tym kraju? Jak mam wierzyć, że kiedyś coś się zmieni?

Gdzieś tam we mnie jest idealizm, pewnie inaczej nie byłoby mnie w Razem, gdyby nie to, że wierzę, że idea równości, bezpieczeństwa i poszanowania praw człowieka kiedyś . Ale czasem brakuje mi siły. Nie prosiłyśmy o wiele. Prosiłyśmy o niezbędne minimum. My nawet nie chciałyśmy teraz legalnej aborcji.

Znam życie z chorobą i niepełnosprawnością. Ci, co krzyczą najgłośniej o świętości życia robią najmniej, by to życie osobom chorym ułatwić. Może dlatego, że wymaga to jakiejkolwiek empatii, a nie wierzę w to, żeby osoby, które chciały karać za pomoc swoim najbliższym taką miały.

Panowie posłowie – aborcje były, są i będą. Nie powstrzymacie tego. Możecie za to przy okazji pozabijać wiele kobiet.

Panie Premierze, panie wicepremierze, panie marszałku sejmu – Polki Wam tego nie zapomną.

Komentarze