Gdybym została zapytana kilkanaście miesięcy temu, do jakiej klasy społecznej się zaliczam (coś takiego jak klasy społeczne, w Polsce? To prawie jak rzadki gatunek zwierzęcia!), pewnie z dumą stwierdziłabym, że jestem częścią klasy średniej. Dlaczego? Bo zarabiałam całkiem dobrze, przynajmniej lepiej niż moi rodzice. Byłam częścią tej machiny, której celem było generowanie zysków dla nielicznych na szczycie. Miałam swoje wejściówki do korpo, gdzie uczestniczyłam w spotkaniach i eventach. Nawet jeśli moje oszczędności nie rosły znacząco, to przecież mogło być to spowodowane tym, że nie umiałam sprawnie zarządzać swoimi finansami. Oczywiście, korporacyjne życie dawało mi wiele doświadczeń, choćby w sztuce udawania, że to, co robię w pracy ma jakikolwiek sens.
Dzisiaj, mając za sobą trochę samoedukacji, odkryłam, że pojęcie "klasy średniej" to nic więcej jak staroć, który już dawno powinien zostać wyrzucony do kosza historii. To wyrafinowane określenie powstało w epoce, gdy ludzie próbowali uporządkować społeczeństwo pomiędzy proletariatem a burżuazją[1]. Obecnie, aby być uznawanym za część tej klasy, trzeba spełnić kryterium dochodowe, które definiuje nas jako tych, którym nie grozi totalne zubożenie, ale też nie są w stanie wyrzucać banknotów z helikoptera. Według definicji OECD, klasy średniej są ci, których dochód oscyluje między 75% a 200% średniego dochodu w kraju[2]. . W 2023 roku, w Polsce, mediana wynagrodzeń wyniosła 7 144 złote brutto . A przecież wszyscy wiemy, jak rzeczywiście "komfortowo" można żyć za takie pieniądze, szczególnie w obliczu dzisiejszych kosztów życia. Ale co tam, wystarczy policzyć dni do wypłaty, żeby się pocieszyć. Ironia naszych czasów, prawda? Osobiście, uważam, że to bardziej jak gra w wojnę o przetrwanie niż życie w "klasie średniej".
Kiedy straciłam pracę, poczułam się kompletnie rozbita. I na co były mi te lata studiów? Co ja tam robiłam przez lata na uczelni? Wyszłam z najlepszymi ocenami, z myślą, że czeka mnie świetna kariera. A teraz? Czy mam spędzić resztę życia w ciągłym pościgu za jakąkolwiek pracą To pytanie nie dawało mi spokoju, aż do momentu, kiedy natrafiłam na jedną z najbardziej inspirujących książek tego roku – „Kartę prekariatu” autorstwa Guya Standinga . To książka, która rzuca światło na prekariuszy - tych, którzy stanowią większość na dzisiejszym rynku pracy. to prawdziwe dzieło socjoekonomiczne, które rzuca nowe światło na rzeczywistość tysięcy osób, które jak ja, borykają się z prekariatem. Wreszcie znalazłam w niej oparcie i zrozumienie. To nie my jesteśmy nieudacznikami, nie jesteśmy samotnymi „młodymi, wykształconymi z wielkich ośrodków”, którzy zmagają się z bezrobociem i finansowym uzależnieniem od rodziców. „Karta prekariatu” pokazuje, że nasze problemy są częścią większego zjawiska, a zrozumienie go może być kluczem do zmiany.
Prekariat to grupa społeczna, która cierpi na brak stabilności zatrudnienia, często zmuszona do pracy w warunkach tzw. „ umów - śmieciówek Samo pojęcie prekariatu, wywodzące się z angielskiego "precarious" (niepewny) i "proletariat"[3], idealnie oddaje specyfikę tej sytuacji. Jak trafnie zauważa Guy Standing, prekariusze nie mają luksusu stabilizacji, którą mogą cieszyć się inne klasy społeczne. W polskiej debacie publicznej, prekariuszem nazywa się osoby pomiędzy 20, a 35 rokiem życia z bardzo niską pensją oraz z brakiem świadczeń socjalnych (zatrudnione na umowy "śmieciowe", bez etatu[4]. Jak wskazuje Guy Standing, w odróżneniu od innych klas społecznych, prekariusze nie mogą pozwolić sobie na żadnego rodzaju stabilizację. Standing wyróżnia siedem kluczowych braków gwarancji zatrudnienia dla prekariatu: na rynku pracy, w zatrudnieniu, samej pracy, bezpieczeństwie w miejscu pracy, reprodukcji umiejętności, dochodzie oraz reprezentacji interesów pracownika.
Dla prekariatu charakterystyczne są niestabilne zatrudnienie, brak dostępu do świadczeń socjalnych oraz stopniowa utrata praw politycznych i socjalnych. Szczególnie młodzi ludzie, dopiero wchodzący na rynek pracy, są narażeni na wcielenie się w tę klasę społeczną. Brak doświadczenia utrudnia im znalezienie stabilnej pracy, a posiadanie wyższego wykształcenia często nie gwarantuje lepszych perspektyw zatrudnienia. Absolwenci coraz częściej zmuszeni są do akceptowania pracy poniżej swoich kwalifikacji, jedynie po to, by przetrwać. W dzisiejszym społeczeństwie coraz trudniej jest o umowę o pracę odpowiadającą wykształceniu czy ambicjom zawodowym.
Prekariat jest efektem okrutnej logiki systemu neoliberalnego, który faworyzuje bogatych kosztem biednych To rezultat egoistycznej wizji kapitalizmu, gdzie silniejsi wykorzystują słabszych. Prekariusze są pionkami wyzysku w rękach pracodawców, którzy bezwzględnie korzystają z ich sytuacji. Brak adekwatnych regulacji i ochrony praw pracowniczych umożliwia pracodawcom narzucanie minimalnych płac, wymuszanie nadgodzin bez należytej rekompensaty oraz pogwałcanie innych podstawowych praw pracowniczych. Osoby pracujące w prekariacie często borykają się z problemami z mieszkaniem, edukacją i opieką zdrowotną. Prekariat to nie tylko walka o godność w miejscu pracy, to także codzienna batalia o dach nad głową, godną edukację i opiekę zdrowotną. Stała niepewność zatrudnienia i mizerne wynagrodzenie sprawiają, że korzystanie z podstawowych świadczeń staje się luksusem. Ale w tej mrocznej rzeczywistości prekariatu znajduje się także sprzeczność, która rzuca światło na zgniłe sedno neoliberalizmu. Państwo, które odmawia zabezpieczenia tych ludzi, jednocześnie próbuje grać rolę opiekuna. Jak trafnie zauważa Guy Standing w swojej książce: „Państwo traktuje prekariat jako niezbędny, a jednocześnie jako grupę, którą się krytykuje, demonizuje, karze, na którą nakłada się sankcje lub nad którą się (na zmianę) lituje - zamiast skupić się na zapewnieniu jej opieki społecznej i na poprawie jej dobrostanu.[5]”.
Nie wolno nam zapominać, że prekariat jest sprzymierzeńcem kapitalizmu, służąc jego interesom poprzez utrzymywanie niekorzystnych warunków pracy i nieustannego poczucia rywalizacji o zatrudnienie lub zachowanie obecnych posad. Pracownicy prekarni często są zmuszeni zaakceptować niższe płace, co tylko służy korporacjom. Dzięki nim firmy mogą obniżać koszty zatrudnienia, a pracownicy mogą być wykorzystywani na krótkoterminowe projekty, dając przedsiębiorstwom elastyczność w reagowaniu na zmiany na rynku. Z łatwością można ich zwalniać lub zatrudniać w zależności od potrzeb, co przyczynia się do zwiększenia konkurencyjności firm. Sytuację świetnie opisał Standing” „Niestabilność pracy najemnej jest kluczowa dla globalnego kapitalizmu. Wielonarodowy kapitał nie tylko chce elastycznego i niepewnego zatrudnienia, lecz także może je osiągnąć w każdej części świata[6]."
Bycie prekariuszką jest okropne. To codzienny stres, to przeglądanie milionów ofert o pracę, jakbyśmy szukały igły w stogu siana. Czujemy się, jakbyśmy uczestniczyli w wielkim kursie braku nadziei, gdzie pierwsze CV wysyłamy z entuzjazmem, a kolejne ignorowane odpowiedzi sprawiają, że zaczynamy wątpić w sens własnego istnienia. Rezygnujemy z karier, w których moglibyśmy się realizować. Mimo że nie pracujemy, nasza głowa jest cały czas zajęta. Nawet kiedy w końcu złapiemy jakąś robotę, to nadal musimy zmagać się ze stresem i frustracją związaną z brakiem możliwości awansu[7]. Guy Standing ukuł bardzo ciekawy termin, jakim jest sprekaryzowany umysł – „poczucie, że ma się zbyt wiele do zrobienia niemal w każdym momencie. To destrukcyjne zjawisko, które czyni z przedstawicieli prekariatu ludzi zmęczonych, sfrustrowanych i niezdolnych do spójnego działania[8]” . Ten stan umysłu jest rezultatem ciągłego życia w niepewności i nieustannego zmaganie się z brakiem stabilności. Osoby z prekariatu często są zmuszone do podejmowania wielu prac dorywczych, kontraktowych lub tymczasowych, aby zapewnić sobie utrzymanie, co prowadzi do nadmiernego obciążenia i braku czasu dla siebie oraz swoich bliskich. Osoby z "sprekaryzowanym umysłem" mogą również doświadczać trudności w budowaniu spójnych relacji społecznych i osobistych, ponieważ ich uwaga i energia są często rozproszone na wiele różnych kierunków. I tak oto przyjaciele i rodzina stają się jak duchy, których czasem przypominamy sobie tylko wtedy, gdy potrzebujemy wsparcia. Ponadto, brak pewności co do przyszłości oraz ciągłe wahania ekonomiczne mogą prowadzić do poczucia bezradności i utraty kontroli nad własnym życiem. Pracownicy prekariatu są bardziej narażeni na problemy zdrowotne związane z chronicznym stresem, brakiem dostępu do opieki zdrowotnej oraz niezdrowymi warunkami pracy.
Książka Guya Standinga rzuca światło na ponury obraz, który wydaje się wyciągnięty prosto z najgorszych koszmarów. Jednakże, to nie fikcja – to realia, z którymi codziennie boryka się ogromna liczba pracowników. Brak perspektyw, malejące świadczenia społeczne – to wszystko sprawia, że życie wielu z nas staje się prawdziwym koszmarem! . Nawet gdy zdobędziemy pewien poziom kariery, nie możemy czuć się bezpieczni. Prekariat, w tych niepewnych czasach, w jakich przyszło nam żyć, rośnie w siłę. Ale jest nadzieja. Rozwiązaniem jest solidarność i walka o nasze prawa. Musimy się zrzeszać, tworzyć związki zawodowe i stanowczo domagać się godnych warunków pracy. Nie możemy pozwolić, aby polityka zapominała o naszych potrzebach. Musimy wspierać tych polityków, którzy stają po stronie pracowników, którzy naprawdę dbają o nasze interesy. Teraz to nie czas na zaciskanie pasa, lecz na zaciśnięcie pięści i działanie! Wszyscy razem, w walce o sprawiedliwość społeczną i godne życie dla wszystkich !Dziś niczym jutro – wszystkim my!
[1] https://www.livecareer.pl/porady-zawodowe/klasa-srednia
[2] https://www.oecd.org/social/under-pressure-the-squeezed-middle-class-689afed1-en.htm
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Prekariat
[4] https://mfiles.pl/pl/index.php/Prekariat
[5] Guy Standing, „Karta prekariatu”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2015
[6] Guy Standing, „Karta prekariatu”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2015
[7] https://mindmatch.pl/porady/social-media-a-zdrowie-psychiczne
[8] Guy Standing, „Karta prekariatu”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2015
Komentarze
Prześlij komentarz