Jeśli ktoś jakieś 10 lat temu powiedział mi, że będę feministką i działaczką lewicowej partii, wyśmiałabym go. Jak to? Ja? Ja? Ta sama, która z gorliwością broniła katolickich wartości, ostro sprzeciwiała się aborcji i uważała osoby LGBT+ za odstępstwo od normy społecznej? Cóż, życie zaserwowało mi kilka zwrotów akcji, a ja wylądowałam na zupełnie innej scenie, niż kiedyś przypuszczałam.
Jestem tu gdzie jestem, a nawet wychodzę z mojej szafy żeby ujawnić się na twitterze z imienia i nazwiska. Co się stało, że z przykładnej katolickiej nastolatki, stałam się młodą kobietą, która na protestach krzyczy za uznaniem jej praw?
Co ciekawe, moje pierwsze lewicowe myśli pojawiły się podczas lektury Biblii. Paradoksalne, czyż nie? A jednak, jakoś trafiało do mnie Jezusowe „błogosławieni ubodzy . W moim sercu rozkwitała odważna wizja Jezusa, który wybierał swoich apostołów spośród odrzuconych, rozmawiał z prostytutkami, a nawet pochylał się nad ślepymi i trędowatymi. Nadal uważam Ewangelię za piękną historią, która mogła zmienić świat. Jeszcze zanim poznałam prawdziwe oblicze Matki Teresy[1] byłam zachwycona jej historią – historią kobiety, która poświęciła swoje życie służbie cierpiącym. Niosłam w sobie ideały i pragnienie stania się chodzącą manifestacją miłości Boga. „Pobłogosław mnie, połam, podaj łaknącym braciom” – te słowa były niemalże moim codziennym mantrą.
Potem odeszłam z Oazowego środowiska – o tym napiszę za chwilę. Wtedy też zobaczyłam prawdziwą twarz Kościoła. To nie był obraz miłującej społeczności, ale raczej Kościoła bogatego, pragnącego władzy. To był Kościół, który zamiast pomagać, zamykał oczy na cierpienie. W latach 2015-2020 robiłam wszystko, by pozostać katoliczką, a potem, by móc chociaż pozostać chrześcijanką. Niestety, ujawniające się skandale, nagonka na osoby LGBT (do dzisiaj pamiętam karygodne słowa biskupa Jędraszewskiego[2] wypowiedziane podczas mszy z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego), walka z kobietami, a na koniec – zatrważające postępowanie w sprawie ofiar pedofilów w sutannach – to wszystko przeważyło. Odeszłam, bo nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Nie mogłam ciągle powtarzać, że winni są pojedynczy duchowni, ale Kościół jako całość jest dobry. Nie. Kościół nie jest dobry, nawet jeśli czasem czyni coś dobrego.
Dodatkowo, zobaczyłam, jak bardzo szkodliwa jest propaganda, którą przez lata karmiono mnie w Ruchu Światło Życie. Moja wizja mojej własnej kobiecości była niezwykle ograniczająca. Nauczono mnie, że jestem warta tyle, ile dzieci urodzę. Że moja seksualność, a nawet więcej – samo moje ciało jest źródłem zła. Wmawiano mi, że od pierwszego dotknięcia penisa wykręci mi rękę. Że muszę się zakrywać, by doprowadzić mężczyzn do zbawienia. Ale za to świetnie nadaję się do sprzątania (to absolutnie nieprawda, nienawidzę sprzątać) i gotowania. I rodzenia dzieci.
Moja droga do feminizmu była więc długa i wyboista. Przez długi czas wierzyłam, że jedyną drogą do szczęścia jest bycie posłuszną "dobrą, chrześcijańską żoną. Ale o ironio! Nigdy nie przyszło mi do głowy, że moje spełnienie mogłoby tkwić w kuchni czy praniu. A jednak miałam okres, gdy uważałam się za głupszą, za gorszą tylko ze względu na moją płeć. To w liceum zrozumiałam, jak bardzo jest to absurdalne, gdy nauczyciele odmówili mi szansy w olimpiadzie „bo jestem dziewczyną”, albo gdy jeden z nich nie potrafił oderwać wzroku od moich piersi podczas lekcji odpowiedzi ustnej! Czułam wtedy, że wołam na cały świat: "Hej, jestem równie wartościowa jak moi koledzy!". Zaczęłam powoli czytać – najpierw porwałam się na „Drugą płeć”, ale to było za dużo – nadal jej nie przeczytałam. Ale każda kolejna lektura otwierała mi oczy na coraz więcej. I tak powoli dojrzewała we mnie świadomość, że świat nie jest równy dla kobiet. Czułam, jak świat nie jest dla mnie stworzony, jak jestem wciąż ograniczana przez moją płeć. A potem przyszły doświadczenia – trudne relacje z chłopcami, społeczeństwem patrzącym na mnie z wyższością, a w końcu gwałt, który stał się moim koszmarem. Ale to właśnie z tych ciemnych chwil wydobyłam siłę, by przeciwstawić się uciskowi kobiet. Z bólu, który przeżyłam, wyrosła we mnie niezłomna siła do oporu. To właśnie ból dał mi moc, by stanąć w obronie siebie i wszystkich kobiet, których głosy zostały zagłuszone przez patriarchalną machinę.
Odkładając na bok dogmaty katolickie, zrozumiałam, że moje wartości leżą bardziej w sferze wolności, równości i sprawiedliwości społecznej. Cały czas miałam w sobie tę wizję bycia dobrym człowiekiem. Jak więc wybrałam Lewicę?
Chodziłam do elitarnej szkoły średniej. To jedna z najbardziej renomowanych placówek w Krakowie, a zarazem jedna z najstarszych w całej Polsce. I tu mogę o niej mówić i dobrze, i źle. Z jednej strony, doznałam w niej strasznej seksualizacji i molestowania, z drugiej – otworzyła mi ona oczy. Choć nie udało mi się spełnić wszystkich moich ambicji – bo olimpiada historyczna nie jest dla dziewczynek, bo kto to widział kobietę w klubie debat oksfordzkich - to właśnie tam po raz pierwszy spotkałam się z PRAWDZIWYMI lewicowymi ideami i PRAWDZIWYMI osobami LGBT+. To w szkole zrozumiałam, że ludzie, których wcześniej traktowałam jako "innych", stali się dla mnie kolegami z ławki, a ich idee i postulaty nabrały sensu. Wprawdzie na pierwszych lekcjach WOSu nadal określałam siebie jako "nacjonalistka", jednak im dalej w las, tym bardziej zbliżałam się do lewicy. To w liceum zrozumiałam, że wartość ludzka nie zależy od płci, wyznawanej religii czy orientacji seksualnej, ale od tego, jak traktujemy siebie nawzajem i jak dążymy do sprawiedliwości społeczne
Pamiętam jak dziś moje pierwsze wybory. Rok 2018, wybory samorządowe. Ręce mi się trzęsły przy pokazywaniu dowodu Ale nie tylko dłonie drżały, trzęsło się również moje serce, bo wcale nie byłam pewna, na kogo powinnam oddać swój głos. W mojej rodzinie tradycyjnie głosuje się na PiS, więc wydawało mi się, że logicznym krokiem byłoby oddanie na nich głosu. Jednakże gdzieś w mojej głowie tkwiło przywiązanie do poglądów z przeszłości. Może powinnam poprzeć Ruch Narodowy? Aż w końcu, usłyszałam o Latarniku Wyborczym. Ochoczo zrobiłam test i jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że najbliżej mi do „Wiosny” Biedronia. To było szokujące. Ja? Głosować na lewicową partię? Na tę lewicę, która chce zniszczyć Matkę Kościół? To nie mogło być możliwe! Ale z drugiej strony – mam głosować na partię, z którą się nie zgadzam? Przez całą mszę toczyłam wewnętrzną batalię. Przy urnie wyborczej dałam krzyżyk na liście Wiosny i choć teraz wydaje mi się to błędem, to jak na tamtą dziewiętnastoletnią Olę był to naprawdę duży krok.
Niesamowicie długo zajęło mi ułożenie sobie tego, czym jest dla mnie moja lewicowość. Byłam wychowana w katolickiej rodzinie, od najmłodszych lat wpajano mi przekonanie, że lewica to komuniści, a ci z kolei są największym złem na świecie. Nie mówiłam lewicowcy, tylko lewactwo, lemingi. . Mówiło się nie o lewicowcach, ale o lewactwie, o lemingach. Lewicowość kojarzyła mi się z wyzwoleniem seksualnym, paradami "dewiantów", albo złymi komunistami, którzy sprzedali nas Ruskim. Dodatkowo moja fascynacja historią, a szczególnie tematem Żołnierzy Wyklętych, jeszcze bardziej utwierdzała mnie w przekonaniu, że lewica to wroga ideologia. Pamiętam, że marzyłam o koszulce gloryfikującej Żołnierzy Wyklętych, zwłaszcza ludobójcę Rajsa. Ogromnym zdziwieniem było więc dla mnie odkrycie, że Józef Piłsudski był socjalistą Z czasem jednak zaczęłam odkrywać głębsze znaczenie lewicowych ideałów. Studiowanie postulatów rządu Daszyńskiego[3], czytanie wypowiedzi lewicowych myślicieli, poznawanie ich życia – to wszystko sprawiło, że poczułam coś podobnego jak przy lekturze Ewangelii. To skupienie się na słabszych, wykluczonych. Na ludzkiej krzywdzie. Na dążeniu do pomocy. I co najważniejsze, to nie tylko słowa, ale także czyny – w przeciwieństwie do Kościoła, który często widzi tylko siebie jako prześladowaną grupę Nie, nie stałam się lewiczką dlatego, że chciałam prowadzić rozwiązłe życie seksualne, czy znudziło mnie chodzenie do kościoła. Lewica przekonała mnie tym, co zawsze było dla mnie najważniejsze – zmienianiem świata na lepsze.
Choć droga do lewicowości i feminizmu była dla mnie pełna niepewności i wątpliwości, to teraz zdecydowanie stoję w obronie tych wartości. Jeśli chcesz śledzić moją dalszą podróż i zaangażowanie w walkę o sprawiedliwość społeczną, zapraszam do śledzenia mnie na Instagramie pod nazwą użytkownika @barbabietoletta oraz na Twitterze jako @femmepowerblog. Razem budujmy lepszy świat!
Brawo! Rewolucja w samym człowieku, to najbardziej wartościowa rewolucja 😘
OdpowiedzUsuń